Piotr Kosiba urodził się 29 VI 1855 roku w Libuszy w swoim domu rodzinnym. Był synem Jana Kosiby i Agnieszki. Tego samego dnia został ochrzczony w kościele parafialnym przez ks. prob. Alojzego Haasa, który nadał mu panującym zwyczajem imię patrona tego dnia - św. Piotra Apostoła. Jego rodzicami chrzestnym byli sąsiedzi: Józefo Sroka i Marianna Piotrowska. Matka, Agnieszka zmarła w drugim roku życia Piotra Kosiby. Od tego czasu wzrastał przy ojcu, przybranej matce oraz rodzeństwie - starszym o 3 lata Jakubie i młodszej o 2 lata Ludwice (z matki Agnieszki). Z drugiego małżeństwa z żoną Apolonią poczęło się siedmioro dzieci, z których troje zmarło zaraz po urodzeniu. Gdy nadszedł odpowiedni czas (najprawdopodobniej w latach 1862 - 1866) Piotr Kosiba uczęszczał do szkoły parafialnej w Libuszy. Po ukończeniu tejże szkoły ojciec skierował Piotra do dalszej nauki w ludowej szkole w Bieczu. Tam także rozpoczął naukę zawodu szewca. Dyplom czeladnika szewskiego Piotr Kosiba otrzymał około roku 1874. Przebywając w Bieczu zetknął się po raz pierwszy z Franciszkanami, zwanymi wówczas Reformatami. W czasie nauki zawodu często przychodził do klasztoru Reformatów by się modlić, służyć do Mszy i przystępować do sakramentu pokuty. przy okazji przypatrywał się życiu zakonników i mógł rozmawiać z nimi. Tu więc w jakiś sposób krystalizowała się jego duchowość, oparta na franciszkańskiej duchowości.
Po otrzymaniu dyplomu czeladnika Piotr Kosiba był świadomy, że odtąd musi zapracować na swoje utrzymanie, a ponadto czuł potrzebę spłacenia długu wdzięczności, jaki miał względem rodziny, która umożliwiał mu naukę zawodu. Chcąc także nabrać większego doświadczenia w zawodzie, udał się do Tarnowa. Z zachowanej dokumentacji wynika, że z terminu w Bieczu wyzwolił się na wiosnę 1876 roku. Po dwuletnim pobycie w Tarnowie poprosił o przyjęcie do Zakonu Braci Mniejszych Reformatów.
26 V 1878 roku Piotr Kosiba odbył w Bieczu rozmowę z ówczesnym prowincjałem O. Konstantym Pacholikiem. Ponieważ był znany zakonnikom w Bieczu, a także musiał się przedstawiać staremu, doświadczonemu prowincjałowi jako wartościowy kandydat, decyzja o przyjęciu była natychmiastowa. Na klasztor, do którego miał się udać jako aspirant, prowincjał wyznaczył Jarosław. Bezpośrednim wychowawcą i ojcem duchownym w Jarosławiu był O. Melchior Kruczyński. On to powoli wprowadzał młodego aspiranta w klasztorne obowiązki i zwyczaje, udzielając mu rad, wskazówek i poleceń. Głównym zadaniem postulantów była modlitwa i pomoc starszym braciom w ich zajęciach. W bardzo krótkim czasie, bo już 21 VI 1878 roku, dopuszczony został do obłóczyn. O tak szybkich obłóczynach w habit zakonny zdecydował zapewne jego postawa, stosowna dojrzałość, a także przekonanie przełożonych o jego autentycznym powołaniu. Odbyły się one w dzień liturgicznego wspomnienia św. Alojzego Gonzagi, którego też imię otrzymał Piotr Kosiba. Odtąd to imię będzie nierozerwalnie złączone z jego osobą. Ceremonii obłóczyn dokonał gwardian O. Joachim Maciejczyk. Habit, który otrzymał br. Alojzy, był tuniką bez kaptura, przepasaną białym paskiem, jaką nosili bracia tercjarze.
Pod koniec lipca 1878 roku obradowała w Jarosławiu kapituła prowincjalna, po której ojcowie Joachim i Melchior zostali przeniesieni do klasztoru w Wieliczce. Pierwszy został gwardianem, a drugi mistrzem nowicjatu. O. Joachim, zorientowawszy się, że w Wieliczce brakuje szewca, zwrócił się z prośbą do prowincjała o. Konstantego Pacholika, który w swoim dzienniku korespondencyjnym odnotował: ,,3 sierpnia 1878: O. Joachim prosi, żeby szewca dać"; ,,5 sierpnia 1878: Do Jarosławia wysłałem obediencję dla br. Alojzego Kosiby do Wieliczki; Do Wieliczki wysłałem wiadomość, że tam br. Alojzego przeznaczam; żeby nowicjat uporządzić, gdyż nowicjusze niebawem przybędą". Tak więc na mocy dokumentu posłuszeństwa, zwanego obediencją, wystawianego przez prowincjała, w sierpniu 1878 roku br. Alojzy Kosiba przeniósł się z klasztoru w Jarosławiu do Wieliczki. Z dniem przybycia br. Alojzego do klasztoru w Wieliczce, rozpoczął się długi okres w jego życiu, który będzie trwać aż do śmierci w 1939 roku, ale równocześnie w chwili przekroczenia progów tego domu ściśle związał się także z miastem i szeroko pojętą okolicą. Wszedł w nowe środowisko ludzi, zakonników i świeckich, którzy towarzyszyli mu w jego drodze do świętości i które on swoim świadectwem i swoim życiem duchowym również ubogacał. Pomiędzy datą przybycia Sługi Bożego br. Alojzego do Wieliczki (sierpień 1878) i rozpoczęciem nowicjatu (22 IX 1879) jest ponad rok przerwy l 15. Rok ten był swoistą próbą, w czasie której brat tercjarz miał się wykazać swoją przydatnością do życia zakonnego. Strefa nowicjatu było oddzielona od reszty klasztoru i zajmowała jego zachodnie skrzydło. Mieściła się na piętrze starego gmachu klasztornego, wybudowanego w połowie XVII wieku. Nowicjat w klasztorze wielickim znajdował się od początku jego istnienia, tj. 1624 do 1934 roku. Wyposażenie nowicjatu było bardzo skromne, znajdowało się w nim tylko to, co konieczne. Po obu stronach korytarza, który jednym końcem łączył się z korytarzem przy kościele i chórem, organowym, a drugim był zamknięty oknem na południe znajdowało się 12 cel dla nowicjuszy, niewielka salka rekreacyjna i zarazem wykładowa oraz cela magistra i mała kaplica. Część cel miała dość małe okna od strony wirydarza klasztornego od wschodu, a reszta od ogrodu ze strony zachodniej. Cele były małe, sklepione kolebkowo, o wymiarze 2 x 3 m i wysokie na około 2 m. W każdej z cel znajdowały się najbardziej podstawowe sprzęty: proste łóżko, mały stolik przy oknie, krzesło oraz miska i dzbanek na wodę do mycia, którą czerpano ze studni w wirydarzu. Dla nowicjatu była wydzielona także część ogrodu klasztornego, opasanego dość wysokim murem. Oprócz zwyczajnych obowiązków nowicjackich zajęciem br. Alojzego było szewstwo. Czasem wyjeżdżał na kwestę z br. Markiem Lichoniem - głównym kwestarzem wielickim, ale tylko w pobliskie okolice, gdyż jako nowicjusz musiał na noc wrócić do klasztoru. Niestety nie posiadamy żadnych źródeł na temat duchowych przeżyć br. Alojzego w nowicjacie. Po roku próby, dnia 22 IX 1880 roku o pół do jedenastej przed południem, na ręce o. Melchiora Kruczyńskiego, br. Alojzy złożył profesję, czyli śluby na Regułę św. Franciszka, w obecności Ojców i Braci konwentu wielickiego. Były to śluby proste, zwane z łaciny "symplicznymi", które dawniej bracia składali na całe życie.
Zaraz po złożeniu ślubów dnia 22 IX 1880 roku br. Alojzy opuścił nowicjat i przeniósł się na konwent. Odtąd nie podlegał już władzy magistra, ale zależny był bezpośrednio od gwardiana. Jego życie stało się bardziej samodzielne. Od chwili przejścia na konwent w zasadzie już żadna, większa zmiana zewnętrzna nie nastąpiła w jego życiu. Tylko pięć łat po złożeniu ślubów prostych, dnia 14 V 1885 roku, złożył śluby uroczyste na ręce prowincjała, o. Joachima Maciejczyka. Brat Alojzy od czasu przybycia do Wieliczki nigdy nie był przenoszony do innego klasztoru. Dlaczego tak postąpiono wbrew zwyczajowi i praktyce? Jasną i przekonywującą odpowiedź znajdujemy w zeznaniach O. Sabina Rakiewicza: "Wiem od przełożonych wyższych że Sługę Bożego nie przenoszono z Wieliczki, ponieważ wywiązywał się bardzo dobrze z obowiązków kwestarskich, znał całą okolicę, a nadto był wzorem życia zakonnego dla młodzieży, która tam odbywała nowicjat". Patrząc na zajęcia Sługi Bożego w klasztorze, można zauważyć pewną ich monotonię. Rodzaj zajęć br. Alojzego bardzo trafnie określił ,przytaczany wyżej o. Sabin: "Głównym zajęciem Sługi Bożego byłe kwestowanie. Zawsze jednak Sługa Boży był chętny do każdej pracy, jeżeli tylko zaszła potrzeba, albo mu polecono". Ponieważ wyuczonym zawodem br. Alojzego było szewstwo, dlatego po powrocie z kwesty było ono jego drugim zajęciem: reperował, w razie potrzeby robił nowe sandały i buty zarówno dla nowicjatu, jak i dla konwentu. Mógł także sporadycznie, na polecenie prowincjała, służyć swoimi umiejętnościami współbraciom z innych klasztorów, a zwłaszcza klerykom z Krakowa. Jednak od początku swego pobytu w Wieliczce br. Alojzy kwestował. Na kwestę udawał się przede wszystkim z br. Markiem Lichoniem, który był głównym kwestarzem klasztoru, ale niekiedy także z innymi braćmi. Alojzy został nazwany szewcem i kwestarzem (sutor et collector eleemosinarum) w tabeli konwentu wielickiego, zachowanej w aktach o. Joachima Maciejczyka. W tym czasie br. Alojzy jako młody profes wykonywał jeszcze wiele innych prac służebnych w klasztorze. Brat Zefiryn tak to określił: "Jeśli był w klasztorze, to nigdy nie próżnował, ale robił lub naprawiał buty i sandały, robił paski dla zakonników lub księży świeckich do zakrystii, koło "pszczółek" i zajmował się ubogimi przy furcie, których nazywał swoimi ". W zjednoczonej prowincji Niepokalanego Poczęcia NMP według Schematyzmu, kwestarzem był tylko br. Marek, a br. Alojzy szewcem dla konwentu i nowicjatu, ale od już roku 1901 obydwaj już oficjalnie są nazwani kwestarzami konwentu wielickiego. W czasie I wojny światowej, dnia 27 stycznia 1916 roku umarł br. Marek Lichoń. Wtedy to br. Alojzy całkowicie przejął na siebie obowiązek zbierania jałmużny dla klasztoru. Od tego czasu w Schematyzmach prowincji przy jego imieniu występuje już tylko jedno określenie: collector eleemosinae (zbieracz jałmużny). Czasy wojenne były niezmiernie ciężkie: przez pewien czas klasztor znajdował się w zasięgu działań wojennych, a kwesta była zakazana przez władze wojskowe. Nie wolno było nawet wypiekać własnego chleba, tylko żywiono się chlebem kukurydzianym z przydziału wojskowego. Klasztor był pełen uchodźców, a także mieszkańców Wieliczki chroniących się przed działaniami wojskowymi. O zaopatrzenie troszczył się głównie br. Alojzy. Po wojnie, w bardzo trudnych warunkach ekonomicznych, br. Alojzy niezmordowanie kwestował, dochodząc aż do podnóża Tatr. Ogólnie kwesta zajmowała br. Alojzemu od 5 do 6 miesięcy w roku. I tak powoli mijały lata jego życia, chociaż podobne do siebie, to ubogacone modlitwą, sumienną pracą i coraz głębszym zjednoczeniem z Bogiem.
Kwesta, jak już pisaliśmy, była dla Sługi Bożego głównym zajęciem, któremu oddawał się do końca życia. Zbieranie jałmużny w Zakonie Braci Mniejszych ma tradycję sięgająca św. Franciszka z Asyżu, który przepisał ją swym braciom na wypadek braku koniecznych środków do życia. Nie przepis jednak ani tradycja, lecz życiowa konieczność sprawiała, że konwent wielicki od początku swego istnienia posiadał braci trudniących się przede wszystkim zbieraniem jałmużny. Dlatego br. Alojzy, rozpoczynając zbieranie jałmużny, wchodził w zwyczaje wypraktykowane przez jego wielu poprzedników oraz w tereny które od lat były nawiedzane przez reformackich kwestarzy. Teren kwesty, zwany "dystryktem", był wyznaczony przez kapitułę prowincjalną i należało go pilnie przestrzegać. Ponieważ w klasztorze wielickim znajdował się nowicjat, dlatego potrzeby były większe i okręg kwestarski był dosyć rozległy. Jego kwestarskie wędrówki obejmowały w diecezji krakowskiej dekanaty: Wieliczka, Dobczyce (20 km), Mszana Dolna (40 km), Myślenice (30 km), Rabka (55 km), Nowy Targ (80 km), Zakopane (100 km). Natomiast w diecezji Tarnowskiej dekanaty: Bochnia (25 km), Brzesko (38 km), Limanowa, Lipnica Murowana, Tymbark, Stary i Nowy Sącz (80km). Niestety nie posiadamy dokładnego spisu wszystkich miejscowości, w których kwestował Sługa Boży, mamy natomiast opis jego kwesty w latach 1889-1907, sporządzony przez br. Zefiryna Pyzika, według którego: "Kwesta br. Alojzego wyglądała następująco: po Nowym Roku jechał pozwozić zboże, jakie miał pozostawione za opłatki, które roznosił po dworach, wsiach i plebaniach w stronie wschodniej Wieliczki, a więc częściowo w diecezji krakowskiej i tarnowskiej; potem zaraz jechał w powiat Limanowa za owsem; przyjeżdżał na ostatki, na czterdziestogodzinne nabożeństwo i rekolekcje zakonne, które odprawialiśmy zaraz na początku Wielkiego Postu; po rekolekcjach jechał dokończyć zwózki uzbieranego owsa; po Wielkanocy pozostawał w domu, krzątał się koło pszczół, robił buty lub paski, spełniał doraźne polecenia przełożonych; już w maju chodził za drobiem, kurczakami, kaczkami, gęśmi, ale nie zbierał, zapisywał tylko kto obiecał i dopiero w czerwcu i z początkiem lipca zabierał i zwoził; kurcząt nazbierał 300-400 sztuk, kaczek 50-60, a gęsi ponad 100 (...);- w czerwcu jeździł również za sianem, które dawały dwory, księża i Panny Benedyktynki ze Staniątek (...); - w sierpniu, po skończonych żniwach, jeździło trzech braci za snopkami zboża: br. Alojzy koło Bochni, gdzie u jednego gospodarza składał, wymłócił i przywoził czyste zboże, a gospodarz za zwożenie i skład dostawał słomę i poślad (...), w drugiej połowie września i na początku października kwestowano ziemniaki we wioskach i dworach bliżej Wieliczki; pod koniec listopada, po św. Katarzynie, wyjeżdżali z opłatkami bracia Marek Lichoń i brat Alojzy Kosiba w dalsze okolice: jeden na zachód, drugi na wschód; roznosili je przeważnie po dworach i księżach, i wracali dopiero przed samymi świętami Bożego Narodzenia. (...) Za opłatki otrzymywano zboże, pieniądze, jaja i inne wiktuały". Sługa Boży przemierzał wiele kilometrów pieszo lub na wozie ciągnionym przez konie. W dalsze okolice jechał niekiedy środkami lokomocji publicznej: pociągiem lub w późniejszych czasach autobusem, ale na miejscu chodził od domu do domu piechotą. Wracał zaś na wozie konnym, przysłanym z Wieliczki po uzbierane dary. Jeśli zaś chodzi o sposób zbierania jałmużny, to brat Alojzy uczył się go od starszych braci kwestarzy, zwłaszcza od br. Marka Lichonia, oraz z przepisów, które znajdował w swym prawodawstwie zakonnym, ale z czasem wypracował swój własny "styl kwestowania". Posiadamy świadectwo Franciszka Chytrosia, który jako dwudziestoletni młodzieniec kwestował ze Sługą Bożym przez dwa tygodnie w adwencie 1936 roku. Istotne fragmenty jego wypowiedzi przedstawiają sposób kwestowania praktykowanego przez br. Alojzego: "Na umówiony dzień przyjechałem do Wieliczki, gdzie po śniadaniu w celi Ojca Alojzego, wsiedliśmy na wóz i wyjechaliśmy z klasztoru w kierunku Niepołomic. Ojciec Alojzy wyciągnął różaniec i wspólnie po połowie odmawialiśmy do samych Niepołomic. W Niepołomicach zatrzymaliśmy się na ciepłej herbatce, którą wypiliśmy na stojąco, (...) na noc zatrzymaliśmy się w większym gospodarstwie. Na drugi dzień wyjechaliśmy w kierunku Brzeska i Okocimia, wstępując do większego majątku (...). W poniedziałek wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Wiśnicza, Limanowej, Lipnicy (...).Ojciec Alojzy wstępował po większych majątkach i gospodarstwach, w których otrzymywał różne produkty żywnościowe, jak mąkę, pszenicę, zające, kaszę jęczmienną lub jaglaną itp. Gdy koniowi było na wozie za ciężko, podjeżdżaliśmy do stacji kolejowej, nadając zebrane-otrzymane podarki świąteczne. Ojciec Alojzy bardzo się mną opiekował i pilnował, abym miał, co jeść i pytał, czy jedzenie mi smakuje (...). W sam dzień wigilijny byliśmy z powrotem w Wieliczce, w klasztorze Reformatów przed wieczorem. (...) Nadmieniam, że w czasie naszej podróży we wszystkie wolne chwile odmawiał różaniec, a w południe Anioł Pański, nakazując jechać wozem pomału, aby konik się nie męczył. Gdzie tylko stanęliśmy, zbierała się grupka dzieci wokół Ojca Alojzego, który zawsze miał cukierki w kieszeni oraz obrazki, którymi obdarowywał, wymieniając z gromadką żartobliwe figle". Znajdujemy w tym zeznaniu wiele pięknych cech, jak troska o bliźniego, rozmodlenie, radość, miłość do dzieci. Właśnie te cechy charakteryzują kwestę Sługi Bożego. Br. Alojzy w ciągu 61 lat swego życia zakonnego jako kwestarz przeszedł pieszo i przejechał na kwestarskim wozie wiele tysięcy kilometrów. A ponieważ zbierał przede wszystkim w naturze, to na swych barkach przeniósł tysiące kilogramów różnych darów. Z kwestą wiązał się również problem noclegu. Jeśli Sługa Boży zbierał jałmużnę w pobliżu Wieliczki, to na noc zawsze wracał do klasztoru. W wypadku, gdy był daleko, zmuszony był szukać noclegu. Ponieważ br. Alojzy każdego dnia chciał rano uczestniczyć we Mszy św., dlatego przede wszystkim prosił o niego na plebani. Miał też zwyczaj rozpoczynania kwesty od wizyty u Księdza Proboszcza, którego prosił o błogosławieństwo i pozwolenie na zbieranie jałmużny w jego parafii. Jeżeli nie było miejsca na plebanii, to wybierał rodziny cieszące się dobrym imieniem we wsi. Z latami kwesty br. Alojzy miał ustalone miejsce, gdzie się zatrzymywał na noc, a także, gdzie mógł znosić i przechowywać otrzymane dary. Swoją postawą budził podziw, szacunek i zaufanie zarówno u kapłanów, jak i u świeckich. Na przykład w miejscowości Dobra starsi gospodarze zapraszali br. Alojzego na zebrania rady wiejskiej, gdyż cenili sobie jego wypowiedzi i sąd na temat spraw społecznych. W czasie kwesty Sługa Boży nie myślał tylko o zebraniu jak największej ilości darów, ale był bardzo wrażliwy na ludzką biedę. Świadczy o tym Tomasz Duran, jego towarzysz w czasie kwesty: "Kiedy br. Alojzy otrzymał jakieś większe ilości darów (...), a odwiedzając po kweście różne domy stwierdził, że gdzieś jest bieda i nędza, wtedy obdarował biedniejszych ludzi tym, co otrzymał, tak że niejednokrotnie w czasie swej kwestarskiej wędrówki dużo z otrzymanych darów "zgubił" po drodze na rzecz ubogich, którzy zazwyczaj już wyczekiwali na jego przybycie. Obowiązkowi jednak się nie sprzeniewierzał, bo i do klasztoru zawsze przywiózł dary otrzymane z kwesty. Br. Alojzy prosił, ażeby takich uczynków nie rozpowiadać. Dary, które br. Alojzy przywoził do klasztoru, bardzo skrupulatnie przekazywał swym przełożonym, niczego nigdy nie zatrzymując dla siebie. Za pozwoleniem przełożonych posiadał jednak w klasztorze piwniczkę, w której przechowywał otrzymane na kweście niektóre rzeczy, jak owoce i wino, którym potem obdarzał dobrodziejów lub częściej chorych ubogich, potrzebujących wina jako lekarstwa. Darami tymi częstował nieraz swoich współbraci. Za swoją posługę kwestarza spotkał się z wdzięcznością i uznaniem ze strony współbraci oraz od prowincjała o. Zygmunta Janickiego, który na prośbę br. Alojzego o kanapki dla biednych odrzekł: "ależ, Dzieciusiu, weź sobie ile chcesz, ponieważ z Twojej dobrotliwej kwesty żyjemy". Sługa Boży w klasztorze miał jeszcze jedną szczególną troskę ubogich przy furcie klasztornej. Ponieważ w jego czasach nie było rozpowszechnionej opieki społecznej, klasztorna furta stawała się miejscem, gdzie można byłe otrzymać coś do zjedzenia lub zapomogę. Tę jego posługę opisuje br. Zefiryn Pyzik słowami: "Za mej bytności w Wieliczce (1893-1907, przyp. autora) gotowało się specjalnie w dużym baniaku dla biednych, których przychodziło codziennie kilkanaście (nieraz do dwudziestu, osób}. Jak nie było br. Alojzego w domu, to wynosił im jedzenie kuchta, ale jak był, to sam szedł do nich, odmówił z nimi pacierz i rozdzielił jedzenie, i nie tylko to, co dla nich ugotowano, ale i to, co zostało od stołu, z kuchni zabierał i tym im maścił, aby było lepsze, a także i kwestował dla nich. Gdy zjedli, powiedział do nich naukę i odmówił znów pacierz i dziękczynienie". Na miarę swych możliwości br. Alojzy otaczał swą opieką opuszczonych i chorych po domach w Wieliczce. Zanosił im żywność, którą ukwestował wcześniej, a także sprowadzał lekarza, który na jego prośbę udzielał biedakom bezpłatnej opieki medycznej. Lekarstwa, które doktor przepisywał ubogim, br. Alojzy bezpłatnie realizował u wielickiego aptekarza. O ubogich Sługa Boży troszczył się do ostatnich chwil swego życia - gdy był już śmiertelnie chory i nie mógł spożyć posiłku, poprosił, aby go zaniesiono biednym przy furcie. Możemy więc stwierdzić, że zbieranie jałmużny i posługa ubogim przy furcie były głównymi zajęciami br. Alojzego podczas jego sześćdziesięciojednoletniego pobytu w Wieliczce.
Ostatnie lata swego życia br. Alojzy przeżył, wypełniając swoje codzienne obowiązki i ciesząc się przy tym bardzo dobrym zdrowiem. Święta Bożego Narodzenia 1938 roku spędził w gronie wspólnoty zakonnej. Dnia 30 XII przyszła wiadomość o śmierci o. Anzelma Sobanka, młodego kapłana z konwentu krakowskiego, który niedawno był jeszcze studentem teologii w Wieliczce. Wiadomość ta bardzo przygnębiła br. Alojzego, który już nie czul się najlepiej. Pomimo tego wyjechał na kilka dni, jak się okazało, po raz ostatni, na kwestę do Niegowici. Na drugi dzień jednak powrócił, a zapytany o przyczynę odpowiedział: "Będę umierał i chcę umrzeć w klasztorze ". Dnia 2 stycznia 1939 roku Alojzy położył się do łóżka. Wezwany lekarz stwierdził zapalenie płuc. Po odejściu lekarza o. Benedykt Kwaśny zaproponował br. Alojzemu spowiedź św. oraz przyjęcie sakramentu chorych i Wiatyku. Po przygotowaniu się br. Alojzy odbył spowiedź św. generalną i przyjął Wiatyki. Nocą i następnego dnia choroba poczyniła tak duże postępy, że br. Alojzy nie mógł już przyjąć Komunii św., gdyż wymiotował. Z pokarmów przyjmował tylko napoje, a pożywienie, które mu przyniesiono, prosił by dać biednym przy furcie. W tym czasie w konwencie wielickim odbywały się obrady zarządu prowincji, dlatego śmiertelnie chorego mógł odwiedzić prowincjał, o. Anatol Pytlik. Ostatnie jego godziny były wypełnione modlitwą i aktami ufności. Przy pomocy br. Jacka Krauzego opasał się zakonnym paskiem, w ręce miał koronkę seraficką, którą stale nosił przy pasku, na szyi karmelitański szkaplerz i krzyż z relikwiami, który często całował. Prosił też, by przy łóżku zawieszono obraz Matki Bożej, by mógł spoglądać na Jej oblicze. W ostatni dzień życia, 4 stycznia, w porze obiadowej odbył spowiedź i po raz ostatni przyjął Komunię św. Wieczorem o godz. 1800 br. Alojzy wyspowiadał się jeszcze raz, a później rozpoczęła się już agonia. Ostatnie chwile doczesnego życia br. Alojzego opisał br. Jacek Krauze: "Gdy zauważyłem już gasnące życie Sługi Bożego, zadzwoniłem w dzwonek w refektarzu, na co zeszli się prawie wszyscy zakonnicy i rozpoczęli modlitwy za konającego. W czasie modlitwy Sługa Boży jeszcze poruszał wargami i jeszcze dość silnie trzymał w ręce zapaloną gromnicę. Modlitwy zakończono i wtedy zauważyłem jak Sługa Boży po raz ostatni westchnął i skonał. Była to godzina około ósmej wieczorem dnia 4 stycznia 1939 roku". Po śmierci, zgodnie ze zwyczajem, zwłoki położono na podłodze celi zmarłego, później dębową trumnę, w której je złożono, wystawiono w rozmównicy, a w końcu w przeddzień pogrzebu przeniesiono do kościoła. O. Sabin Rakiewicz, ostatni jego gwardian, w swoim zeznaniu tak opisał jego pogrzeb: "Chciałem Sługę Bożego pochować na cmentarzu parafialnym, tak jak się chowało innych zakonników, jednak bardzo dużo ludzi przyszło prosząc, aby go jako wiernego sługę klasztoru pochować przy klasztorze. Te zdania poparli zakonnicy. Dlatego zdecydowałem jako gwardian, żeby pochować Sługę Bożego na cmentarzyku koło naszego kościoła. Pogrzeb odbył się z bardzo wielkim udziałem księży diecezjalnych i licznie zgromadzonych wiernych, którzy zapełnili kościół i prawie cmentarz przykościelny. Wierni przychodzili do trumny jeszcze przed pogrzebem i modlili się, jak słyszałem, do Niego. Byli to ludzie różnego stanu, tak że pogrzeb wyglądał na manifestację (...) Napływ wiernych był spontaniczny, bo Sługa Boży był tak znany i lubiany przez miejscową ludność, że śmierć jego wywarła wielkie wrażenie i wiadomość o pogrzebie szybko się rozniosła". Mszę św. egzekwialną odprawił ks. prałat Kazimierz Buzała, proboszcz z Niegowici i dziekan niepołomicki, a kazanie wygłosił ks. Jan Tomczykiewicz, proboszcz z Gorzkowa. Po śmierci br. Alojzego Kosiby klasztor w Wieliczce wydrukował tzw. klepsydrę, informującą o śmierci i zapraszającą na pogrzeb. Także dnia 6 I ukazało się ogłoszenie w poczytnym, wychodzącym w Krakowie dzienniku "Ilustrowany Kurier Codzienny", informacja o śmierci i pogrzebie. Także na prośbę wiernych wydany został obrazek żałobny formatu 6,5 x 11 cm, na którym znalazły się: fotografia br. Alojzego, cytaty Pisma świętego, charakteryzujące jego osobę, i fotografia obrazu Pana Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego z kaplicy, przed którym wiele czasu zmarły spędził na modlitwie. O. Anatol Pytlik w sprawozdaniu o stanie Prowincji M. B. Anielskiej w Polsce na kapitułę generalną Zakonu Braci Mniejszych w roku 1939 dał bardzo wymowne świadectwo Słudze Bożemu, pisząc: "W roku 1939, w klasztorze wielickim zmarł br. Alojzy Kosiba, brat jubilat, ojciec ubogich - wyróżniający się szczególnie czynami miłosierdzia, pobożny, pokorny i radosny oraz cieszący się wielkim poważaniem także u ludzi obojętnych we wierze. Wydaje się, że te słowa ministra prowincjalnego najlepiej określają życie Sługi Bożego br. Alojzego Kosiby.*
*-wykorzystano materiały z książki: S. B. Janicki, Sługa Boży Brat Alojzy Kosiba OFM, Kraków 2003.
W intencji próśb zanoszonych do Boga za wstawiennictwem Niebieskiego Kwestarza w każdy drugi czwartek miesiąca o godzinie 18.00 odprawiana jest Msza Święta i odmawiane są modlitwy przy trumience kryjącej jego szczątki.
Prośby można składać w kaplicy przy zakrystii jak również na stronie internetowej.
26. Niedziela zwykła | 29.09.2024
25. Niedziela zwykła | 22.09.2024
24. Niedziela zwykła | 15.09.2024